Okres od operacji do zdjęcia drenów (1-5 dni)

27.12.2010
Do szpitala Swissmed stawiłem się punktualnie o 6:00, jednak jak się okazało na miejscu, izba przyjęć otwierana jest o 7:00, musiałem więc godzinę poczekać. Wykorzystałem ten czas na ostatnie spacery. Przemierzając korytarze szpitalne przeżyłem takie małe mistyczne uniesienie, wynikające ze znalezienia się w przedsionku drugich narodzin – przynajmniej w zakresie chorego kolana.
O 7:05 zameldowałem się na oddziale, wypełniając przy tym ankietę wywiadu medycznego i przedstawiając wymagane dokumenty. Obsługa i organizacja bardzo mile mnie zaskoczyły - w porównaniu z moją pierwszą operacją - wszystko odbyło się szybko, sprawnie i bez zbędnej zwłoki. Welfron, antybiotyk, rozmowa z anestezjologiem, głupi Jaś – wszystko zostało załatwione w ciągu niecałej godziny. O 8:10 leżałem już na stole operacyjnym.
Operacja klasycznie rozpoczyna się od znieczulenia podpajęczynówkowego, które tym razem praktycznie nie bolało w porównaniu z moją pierwszą operacją. Dodatkowo anestezjolog powiadomił mnie, że nie ma potrzeby sztywnego leżenia przez następne 12h ponieważ znieczulenie wykonane zostało przy pomocy nowoczesnej igły. Fakt ten niezmiernie mnie ucieszył. Przez całą operację śledziłem ruchy chirurga na monitorze. Niestety pierwsza rzecz jaka została wykonana, to wycięcie fragmentu rogu tylnego łąkotki przyśrodkowej, co oznaczało porażkę pierwszej operacji. Zszyta część łąkotki była w stanie całkowitego popękania. Mój organizm okazał się więc „mniej magiczny” pod względem cudownych zdolności regeneracyjnych w nieukrwionej strefie łąkotki (biała strefa).
Podczas operacji byłem cały czas przytomny (tak mi się przynajmniej wydaje) mimo, iż podano mi głupiego Jasia i później w trakcie zabiegu morfinę. Czas trwania operacji to niecałe 2h, a podzielić ją można na 3 części: (I) wycięcie uszkodzonej części łąkotki oraz wydrążenie kanałów dla przeszczepu (II) pobór i obróbka przeszczepu, (III) mocowanie przeszczepu i zakończenie operacji. Ciekawym momentem zabiegu jest wbijanie kołka kostnego do kanału udowego. Na ekranie widziałem młotek wbijający kołek w moim kolanie, a jego uderzenia czułem aż w przełyku. Nie było to jednak jakoś wielce nieprzyjemne.
Po operacji znalazłem się na sali pooperacyjnej, gdzie nadal podpięty byłem do aparatury badającej funkcje życiowe, a dodatkowo podłączony byłem do kroplówki. Nadszedł czas na obejrzenie opatrunku. Ku mojemu zdziwieniu ujrzałem dwa zbiorniczki na płyn w układzie drenów. W tym miejscu spędziłem około 2 godzin, aby następnie zawieziono mnie na salę mojego pobytu.
Tym sposobem miałem już za sobą 4 godziny działania znieczulenia podpajęczynówkowego. Pozostało więc już tylko 8 godzin. W międzyczasie podłączony byłem do kroplówek z elektrolitami oraz podana mi została kolejna dawka morfiny.
Dzięki dobremu przygotowaniu do operacji, tym razem nie miałem żadnych problemów natury gastrycznej. Problemem były jednak oddawanie moczu i lekkie zawroty głowy towarzyszące podniesieniu się do pozycji siedzącej.
Oczywiście od razu poprosiłem o kaczkę. Znieczulenie nad wyraz szybko odpuściło większą część ciała po około 5h od powrotu na salę mojego pobytu. Częścią pozostającą pod wpływem znieczulenia była końcówka układu moczowego, czyli po prostu penis, którego ogarnęła przedziwna niemoc w zakresie wydalania moczu. Co dziwne w pęcherzu odczuwalne było duże ciśnienie, jednak oddanie niewielkiej ilości moczu wymagało napięcia całego brzucha, przybrania odpowiedniej pozycji i bardzo dużej wytrwałości. Ta dolegliwość przeszła w 100% dopiero rano dnia następnego.
Noc w szpitalu spędziłem całkiem przyjemnie, nie czując w nodze żadnego bólu. Wydawało mi się, że tak po prostu jest, że ta noga już nie będzie boleć. Później okazało się, że niestety był to jedynie efekt działania morfiny. W tym miejscu wszystkim poddanym rekonstrukcji ACL należy się przestroga dotycząca złudnego wpływu środków przeciwbólowych. To że nie boli, to nie znaczy że już się zagoiło i można nogą ruszać, a tym bardziej chodzić. Lepiej jest przeczekać do rana i pierwsze ruchy nogą wykonać wspólnie z rehabilitantką. Ja np. cały dzień pooperacyjny podnosiłem nogę operowaną do góry. Następnego dnia dowiedziałem się o pierwszej zasadzie do zdjęcia drenów tj.: nie podnoszenie nogi wyprostowanej do góry.

28.12.2010

Pobudkę zafundowała mi pielęgniarka wchodząca do pokoju z zastrzykiem około godziny 5:30. Po jej wyjściu zasnąłem, a około godziny 6:30 do sali zawitał ksiądz, z pytaniem czy może spowiedź, albo komunia. Będąc jeszcze pod lekkim wpływem morfiny odpowiedziałem, że na razie dziękuję : ). Następnie o 7:30 przyszedł mój lekarz. Wręczył mi wypis ze szpitala i receptę, przekazał mi kilka instrukcji typu „co dalej” i poszedł operować następnych. Na recepcie przepisane zostały: Ketonal 3x1 i Fragmin 500mg 1x1. O 8:00 zjadłem śniadanie, a o 9:00 przybyła do mnie rehabilitantka, w celu przebycia ze mną moich pierwszych kroków o kulach po operacji. Otrzymałem instruktaż postępowania, i byłem gotowy do wyjścia.
W domu byłem o 10:00. Kawka i łóżko – dwie rzeczy o jakich byłem w stanie myśleć. Po paru godzinach stwierdziłem, że czas podjąć wyzwanie umycia się.  W domu dysponuję tylko prysznicem, nie było mi więc dana długa relaksująca kąpiel. Wykorzystałem metody mycia wykształcone przeze mnie po pierwsze operacji. Po prysznicu zdecydowałem się na opróżnienie zbiorniczków z płynem, gdyż były już w połowie pełne, poza tym wydawały się nie trzymać ciśnienia.
Następnie do końca dnia było już tylko łóżko, TV, Internet, jedzenie i krótkie drzemki. Podczas dnia wziąłem oczywiście 3 dawki Ketonalu, jedną co 7 godzin, oraz lek Cissus, którego opakowanie zostało mi z czasów ostatniego urazu. Dzięki temu nie odczuwałem właściwie bólu, poza oczywistym dyskomfortem związanym z opatrunkiem i stanem pooperacyjnym. W nocy spałem przez większość czasu, jednak rozpoczęło się niestety odczuwanie efektu ciągłego leżenia w łóżku. Głównym objawem był ból w dolnym odcinku kręgosłupa. Nic strasznego, jednak wkurzające.

29.12.2010

Obudziłem się z lekkim bólem w nodze, powodującym uczucie – jakby to powiedzieć „porannego niepokoju”. O 9:00 zjadłem wymuszone śniadanie w celu zażycia dawki Ketonalu i Cissus. Następnie strzał Fragminu. Noga przestała boleć po 1,5 godzinie. Okłady z Coldpack`u wykonywałem co dwie godziny.
Około godziny 15:00, czyli pod koniec działania pierwszej dobowej dawki Ketonalu, po wzięciu przyjemnego prysznica, poczułem nagłą poprawę w stanie nogi. Poczułem jakby wzrost siły i stabilności kolana. Pchnęło mnie to do przeprowadzenia krótkiej serii ćwiczeń. Wykonałem ćwiczenie „Docisku zdrowej nogi do ściany kolanem”, a następnie 3x25 brzuszków, Wyciąganie rąk do góry leżąc”, lekką „Izometrię mięśni uda” oraz „Rozluźnianie szyi” i „pozycję ryby”. Na więcej ćwiczeń się nie zdecydowałem. Na koniec narzeczona wysmarowała mnie maścią TigerBalm w dolnej części pleców, a ja dokonałem masażu mieśni obydwu ud. Następnie Coldpack i odpoczynek w łóżku. Lekki ból oczywiście się odezwał, w związku z tym wziąłem zapobiegawczo Ketonal. Stan do zaśnięcia był cały czas bardzo dobry. O godz. 20 zdecydowałem się nawet pisać ten tekst siedząc na krześle z uniesioną nogą. Następnie TV, Internet i praca. Zasnąłem około godziny 00:30.

30.12.2010
Rano obudziłem się w dobrej formie, jednak nie zdecydowałem się na pominięcie dawki Ketonalu. Dzień przebiegał klasycznie. Rano zastrzyk Fragminu i w ciągu dnia jeszcze kolejne dawki Ketanol` u i Cissus` a. Około godziny piętnastej zdecydowałem się na ćwiczenia. Tym razem oprócz ćwiczeń wykonanych dnia poprzedniego, przeprowadziłem również ćwiczenie Pionowy ruch stopą. Po ćwiczeniach obowiązkowo Coldpack i odpoczynek w łóżku. Stan nogi do końca dnia utrzymywał się na poziomie dobrym. W obrębie kolana pojawiło się uczucie swędzenia i kłucia. Zaczął również drażnić opatrunek. Dzień zleciał na pracy, Internecie i TV. Zarejestrowałem się też na rehabilitację za 3 dni. Ból nie pojawił się przez cały dzień i czułem, że prawdopodobnie od następnego dnia będzie szansa na pominięcie dawki przeciwbólowej. Wieczorem zacząłem odczuwać dyskomfort związany z opatrunkiem. Był jakby za ciepły, swędział i wkurzał. Odczucie wymagało opanowania psychicznego i było po sprawie. Zdecydowałem się na prysznic, aby następnego dnia po zdjęciu drenów być w miarę świeżym. Na wszelki wypadek nie opróżniałem zbiorniczków z płynem, żeby następnego dnia w szpitalu nie zostać za to skarconym. Po kąpieli leżałem już tylko w łóżku przed TV. Leciały dobre filmy, więc spać poszedłem dopiero o 2:00. Noc przebiegła bez żadnych zakłóceń.

31.12.2010
Rano przebudziłem się bez budzika, jakby od razu gotowy na zdjęcie drenów. Noga nie bolała, zdecydowałem się więc na pominięcie dawki Ketanolu. Oczywiście zrobiłem zastrzyk z Fragminu. O 8:00 byłem już w szpitalu oczekując zdjęcia drenów. Po 20 minutach nadeszła moja kolej. Pielęgniarki rozpoczęły zdejmowanie opatrunku, a następnie podłączyły strzykawki do drenów i zaczęły jakby odsączać krew. Nie powiem, że nie zaczęło boleć. W tym czasie w sali był jeszcze lekarz, z którym wymieniłem kilka zdań nt. niezrośniętego rogu tylnego łąkotki. Lekarz potwierdził moje obawy co do wycięcia w zasadzie połowy łąkotki przyśrodkowej. No cóż, będę więc musiał jeszcze ciężej pracować, żeby doprowadzić nogę do ideału. Trzeba będzie zabezpieczyć mięśniami i nawykami brak tej części łąkotki.
Nagle ból w kolanie wzmógł się niemiłosiernie. Siostry zaczęły ciągnąć za dreny w celu ich wyjęcia. Zacisnąłem szczękę oraz pięściami łóżko. Siostry przestały, aby za chwilę spróbować ponownie. Usłyszałem, że dreny nie chcą wyjść, że coś je trzyma. Przez chwilę przeszła mnie myśl o kolejnej operacji w celu usunięcia drenów. Siostry zawołały jednak lekarza, który podszedł z inteligentnym uśmieszkiem i nacisnął palcem w okolicy wyjścia drenu. W tym momencie moja druga noga kopnęła odruchowo „z kolanka” lekarza w pierś, a ja poczułem się jakby ktoś mi strzelił w kolano. Całe szczęście w tym momencie ujrzałem uśmiechniętego lekarza trzymającego wyjęty dren w ręce i mówiącego: „Wszedł pod. Przepraszam za ból.” Tym samym zostałem uwolniony z „okablowania”. Zamiast opatrunku otrzymałem duży sterylny plaster, przykrywający tylko przednią część kolana. Co za ulga!
Ból już nie wrócił. Noga była w świetnej formie – najlepszej od operacji. W domu zauważyłem, że swobodne zgięcie (bez żadnego bólu, ani ciągnięcia) mam prawie do poziomu 90 stopni. Dalej odczuwałem ciągnięcie, które równie dobrze mogło wynikać z przyklejonego plastra. Moje zadowolenie było olbrzymie. Wykonałem więc swoją serię ćwiczeń z przed zdjęcia drenów, pamiętając o zaleceniach rehabilitantki, aby w dzień ich zdjęcia jeszcze dużo nie ćwiczyć, bo muszą się zasklepić miejsca w których były dreny. Przez cały dzień nie brałem już Ketanolu. Pozostałem jedynie przy dawce Cissusa.
Wieczorem zdecydowałem się nawet na wyjście na imprezę sylwestrową. Niestety tak się ułożyło, że narzeczona nie mogła się napić alkoholu bo musiała mnie powieść w obydwie strony samochodem. Napiłem się więc ja. W końcu miałem co świętować. Oczywiście skończyło się na 3 piwach, fajerwerkach, porozmawianiu z nietańczącą częścią obecnych imprezowiczów i powrocie do domu o godzinie 2 w nocy. 

1 komentarz:

  1. Blog jak najbardziej trafiony w mój problem... Szkoda, że przestałeś go prowadzić...

    OdpowiedzUsuń